QUO VADIS CANON. Subiektywna recenzja EOSa R6
WSTĘP. DZIEŃ PIERWSZY.
Choć nie wyglądam, jestem sentymentalny.
Mimo iż są muzycy bliżsi mojemu sercu od Dido, to jest tak jakoś, ze to Dido wraca do mnie, bez zaproszenia, w ważnych momentach mojego życia, a wiele jej piosenek już na zawsze będzie wpisanych w kilka szczególnych chwil. Więc gdy wszedłem do domu z testowym R6,
a z głośnika z zupełnie przypadkowej (?!) playlisty zagrały pierwsze takty Hurricanes, poczułem dreszcze. Te dreszcze.
Wiecie które.
Premierowe rendery nie zapowiadały niczego wyjątkowego, zwłaszcza pokazujące R6 z góry.
Nie szczędziłem mu złośliwości w facebook’owych dyskusjach:
– wygląda jak mydelniczka
– to chyba coś z serii 1000d
– uwaga: pakować do plecaka w dodatkową folię bąbelkową, wygląda bardzo delikatnie!
– cztery K więcej za drugi slot
Bo z ręką na sercu: nie czekałem na te premiery ani trochę.
Byłem zadowolonym użytkownikiem trzech a9tek, prawdziwych potworów – wprawdzie tęskniącym do tego, co generowały matryce Canona, bo jakiś czas temu zdecydowałem zmienić system główny z Canona na Sony – ale jednak, mimo pewnych wad, zadowolonym. Uprzednio, po siedmiu długich latach ze starzejącym się 5d3, Canon, brakiem interesujących nowości, wpędził mnie niemal w syndrom sztokholmski. I nie byłem w tych odczuciach osamotniony.
W kontakcie bezpośrednim R6 okazał się bardzo solidnym wytworem japońskiej myśli inżynieryjnej; budzi zaufanie od pierwszego kontaktu, jest nieco większy od a73, choć waży jedynie 30 gram więcej. Jest za to mniejszy od niewielkiej lustrzanki 6d, zaś wszystkie elementy są znakomicie spasowane, trzyma się go przewygodnie: dla dużej męskiej dłoni nie brakuje miejsca. Dla niewielkiej damskiej nie będzie za duży. I choć nie ma tego obezwładniającego wdzięku Leicy, lub nawet Fuji x-pro2, wpisuje się konsekwentnie w estetykę Canona a nieprofesjonalny opis „ładny aparat” zupełnie mu przystoi.
Pod TYM linkiem możecie ocenić jego rozmiar w relacji do wspomnianego 6D lub dowolnego innego (mainstreamowego) aparatu.
R6 włącza się bardzo szybko, nie potrzebuje długiego elektronicznego rozpędu jak sony, prawie jak lustro: jest niemal natychmiast gotowy do pracy. To było zaskoczenie numer dwa, po wrażeniach dotykowych.
I trzecie: spojrzenie w wizjer – dla oka, dla którego paradygmatem wizjera są te z a9 i a73 – było to jak rozchylenie dusznych firan, jak podostrzenie obrazu w soczewce wiekowego projektora, jak zmiana kawalerki na m4, jak zakup okularów dla ucznia liceum, który ich dotąd nie nosił, bo się wstydził. Obraz jest krystaliczny, ostry ale bez artefaktów, bez lagów, niemal zacierający granicę między ovf a evf. Choć na papierze to ta sama rozdzielczość, co w a9, to technologia musi być inna, bo to wizjery z zupełnie innych bajek: z Canona o Herculesie. Ten z sony o brzydkim kaczątku, ale w wariancie bez szczęśliwego zakończenia.
Spędziłem z R6 ok 2 tygodni.
Zrobiłem dwa reportaże.
Dwie sesje.
I testowałem na moich niecierpliwych dzieciach i cierpliwych zwierzętach.
W dzień i w nocy, na wszystkie możliwe sposoby.
Jedynie błyskałem niewiele, ok 40 klatek, 1-2 piosenki, zanim ciarkotwórcze „A teraz idziemy na jednego!” zmiotło ludzi z parkietu.
Ale ta suma doświadczeń i ponad 11 000 zrobionych zdjęć wystarczyły, żebym wyrobił sobie opinię.
I o tym będzie ten tekst. Bardzo subiektywny, z perspektywy ex-użytkownika Canona, z perspektywy użytkownika alf.
I może przede wszystkim z perspektywy fotografa zajmującego się ślubami.
Zapraszam.
A jeśli komuś brakuje czasu, albo moje sprzętowe feflekse chce zostawić sobie na później, to, co najważniejsze w tym teście, znajduje się TUTAJ.
KONTEKSTY SPRZĘTOWE
Chcieć tego, co się ma – uwielbiam tę definicję szczęścia.
Jest mi bliska po ludzku. Ale wybitnie odległa, jako zawodowemu fotografowi.
Jestem sprzętowym poszukiwaczem, podróżnikiem przez systemy.
Choć z azymutem od zawsze ustawionym na Canona i z czerwonym sercem, wypróbowałem w zasadzie wszystko, łącznie z (incydentalnie) Olympusem i Pentaxem.
Fotografuję od 2006 roku, właściwie od początku zająłem się ślubami.
Jestem zafascynowany klasycznym fotoreportażem, a ślub traktuję jako jeden z możliwych tematów do sfotografowania; bez mód, bez trendów, bez konwencji.
Gdy fotografuję nie moderuję fabuły i hołduję koncepcji momentu decydującego. Podczas sesji staram się nie tyle „robić plener” – co fotografować ludzi, szukać intensywności i ekspresji.
Od głównego aparatu oczekuję funkcjonalnej niezawodności, dobrego AF i obrazka na poziomie (kolor i czułość), a od obiektywów szlachetnej geometrii i ciekawej plastyki, kwestie np. ostrości traktuję drugoplanowo.
Zaczynałem od Nikonów d50, d200 i d3 (tego ostatniego mam od 12 lat!), oraz Canonów 5d, 5d2, 5d3, 6d.
Pracując od 10 lat Canonem, a przez 7 ostatnich 5d3, czułem pod koniec tego okresu, że potrzebuję zmiany.
Że choć to aparat, który jest bardzo dobry, nie tyle mnie twórczo ogranicza, co rabuje z części udanych klatek.
AF był solidny, ale kapryśny gdy brakowało światła i ślamazarny gdy akcja przyspieszała: potrafił potwierdzić ustawienie ostrości, po czym bezczelnie spudłować o kilka metrów. Cmon!
Zbiegło się to z czasem, kiedy Sony przypuściło ofensywę z niemal wszystkomającym na tamten czas w świecie bezluster A73 i choć po pierwszych testach serce i rozum krzyczały: to nie są twoje kolory, to nie jest aparat dla ciebie, to bezduszny kalkulator – wszedłem w Sony na tyle mocno, że zaraz po a73 pojawiło się a9, później kolejne i jeszcze trzecie.
Canona, łącznie ze szkłami, ostatecznie wyprzedałem. Ale zatęskniłem szybko i po drodze dałem mu jeszcze szansę, bo..
POJAWIŁ SIĘ EOS R.
Rkę kupiłem mając już Sony i mając jeszcze szkła Canona (lato 2019).
Rozprawię się z tym od razu, bo to problem dość oczywisty: nie odczuwałem komfortu pracując z jednym slotem SD. Ale to byłoby do przeżycia, bo gdyby eos R wszedł bezpośrednio po 5d3, nie po a9, mógłby mnie zachwycić.
EOS R ma bardzo czuły i precyzyjny AF, jest niesamowitym sterdydem nawet dla wiekowych szkieł EF: dostają niezwykłego wigoru, te nieostre okazują się aż za ostre, powtarzalność oszałamia. Trafia wszystko, łącznie z plastikowym 50 1.8. I z bliska. I z daleka. Nawet EOS RP, którego chwilowo mam przyjemność używać (Szwagier, dziękuję) – ma AF lepszy od wszystkich starych luster razem wziętych. No, może poza jedynkami.
Umówmy się: nowe EOSY i stare szkła z adapterami, zwłaszcza duże eLki. nie są zestawami najprzedniejszej urody. Ale działają. I to jak!
EOS R ma wspaniałe kolory, przede wszystkim skintony, takie, jak lubię niemal prosto z aparatu. Do tego gęste a delikatne półtony, szlachetne zielenie i wspaniały, przestrzenny obrazek w połączeniu z obiektywami L. Używałem 35L v I, 50L i 85L II.
Niestety nie miał tak znakomitego trackingu, wydajnego eyefocusa i dwóch slotów.
AF w kolejnych odsłonach software było coraz lepszy, ale nie na tyle, żeby z kolei wybaczyć całej konstrukcji innych słabości, takich, jak np freez i ISO nie lepsze, niż w 5d4.
Chciałem więcej.
SONY: CO NA PROPSIE, CO ROZCZAROWUJE
Doceniam a9 i lubię go, ale nie miałem chyba nigdy poczucia, ze to mój ostatni aparat, sprzętowy graal, end game.
Bo mam z a9/a73 kilka zasadniczych problemów:
– fatalny AFS (autofokus punktowy pompuje, ustawia ostrość bardzo powoli a z adapterem mc-11 działa wyraźnie sprawniej, niż z topowymi Zeissami)
– pompowanie/lagowanie przy domkniętych przysłonach (powyżej f4)
– spadek wydajności AF i wizjera wraz ze spadkiem ilości światła
– jakość pracy spustu i jego trwałość (mała czułość, niska kontrola w serii, awaryjność)
– przeciętna responsywność aparatu jako narzędzia (długo się włącza, długo wybudza, lagi przy zmianie nastawów)
– obrazek (na tle Canona) nie do końca taki, jakiego wyjściowo oczekuję, mniej organiczny, słabsze skintony
I kilka pomniejszych:
– przeciętny wizjer i LCD
– system plików tworzący bazy danych na kartach SD potrafi wyświetlać błędy (incydentalnie, ale zdarzało się, że musiałem wyciągnąć i włożyć karty)
– w RAW (ARW) zaszyty jest niewielki jpg (ok 1600px na długim boku), co uniemożliwia szybki podgląd ostrości w konwencjonalnych przeglądarkach i wymusza robienie dodatkowego dużego JPG lub czasochłonnego przy dużym materiale generowania podglądów
– szybkie starzenie się aparatu – dosłownie po kilkunastu dniach wycierają się rogi
– przyciski bez skoku, mało odczuwalny nacisk
– uchylny ekran z tyłu – wolałbym taki jak w R6, z możliwością zamknięcia do środka
– praca z błyskiem na domkniętej przysłonie (używam nikona d3)
– niezbyt wygodny chwyt
– bardzo szybko brudzi się matryca (nie ma opcji zasłonięcia jej roboczą kurtyną).
Jednocześnie doceniam zalety:
– świetny eye focus i tracking zwłaszcza przy niskich wartościach F
– bardzo dobre wysokie ISO
– znakomity jak na bezlustro akumulator (wydajność ok 1800 zdjęć)
– cicha migawka w a9 bez efektu RS i bez pasów w większości warunków (wspaniała zaleta)
A73 ma bardzo sprawny system śledzącego AF: skuteczne eye, bardzo dobre AFC, czyli odpowiednik canonowskiego servo. A9 ma to wszystko jeszcze lepsze, a do tego ma znakomity tracking, czyli śledzenie zmiennie poruszającego się obiektu w obrębie kadru w czasie rzeczywistym, co w a73 jest marne.
A9 włącza się się dość długo. Długo się wybudza. A jego całościowa responsywność, jako narzędzia, mogłaby być lepsza – za zmianą przysłony pokrętłem nie następuje natychmiastowa zmiana przysłony w wizjerze, odbywa się to z pewnym opóźnieniem.
Jednocześnie oddaję Sony co należne: zdefiniowało to, co dziś jest wzorem sprawnego i skutecznego AF.
I uspokajam – drodzy znajomi, którym rekomendowałem zakup alf – Wasze aparaty nie przestaną robić zdjęć po tym, co za chwilę przeczytacie.
EOS R6 W POWYŻSZYCH KONTEKSTACH
Trudno mi bez dylematów umieścić 6tkę w systemowych hierarchiach Canona. Producent opisuje aparat jako skierowany do entuzjastów i osób półprofesjonalnie zajmujących się fotografią i filmem. Jestem zawodowcem pełną gębą (oby nie frazesów) i nie mam wątpliwości, ze jest to narzędzie, które może zadowolić nawet bardzo wymagającego profesjonalistę: możliwościami deklasuje 5D4, a wydajność AF w niektórych kontekstach może przewyższać 1DXIII.
Chciałbym nie wdawać się w detale, które można przeczytać na wyspecjalizowanych portalach sprzętowych. O ilości punktów AF, o technologii Dual Pixel, o ilości portów komunikacyjnych i starannie wyliczonych skalach DR. Poczytałem, ale żałuję straconego czasu. Opowiem o tym, co dla mnie ważne, użytkowo.
Brak górnego panelu LCD odbieram z ulgą. Nie potrzebowałem go w EOSie R, nie ma go w sony a9. Jedna rzecz mniej do rozbicia. To wyglądające mało efektownie, ale działające wybornie koło nastaw spełnia swoją rolę świetnie, a wszystko, co chciałbym wiedzieć o bieżącym trybie pracy, znajdę w wizjerze.
Jest tu fantastyczny i świetnie umiejscowiony joy, stare, niezawodne, duże canonowskie pokrętło.
Bardzo mi tego brakowało w EOSie R. I brakuje w a9.
Mam w końcu dwa sloty SD. Kart niezbyt fizycznie trwałych, ale za to tanich, relatywnie mało awaryjnych w kontekście struktury danych. Dwa sloty. DWA.
Powtórzę się: szóstka jest niezwykle responsywna, mógłbym ją opisać jako hybrydę najlepszych cech DLSR i ML.
Działa niemal jak lustro, włącza się bardzo szybko a wszelkie zmiany – w tym przede wszystkim zmiana przysłony, zmiana puntu ostrości, zmiana ekspozycji i czułości – odbywają się natychmiast.
Joystick, którego bardzo brakowało mi w EOSie R, pracuje ze znakomitą czułością i szybkością, koło na tylnym panelu uważam za najbardziej ergonomiczny sposób korygowania ekspozycji. Mamy kilka przycisków i pokręteł, które można niemal dowolnie zaprogramować. Te przyciski i kółka są wygodne i precyzyjne, wyraźnie wiem, kiedy uruchamiam którąś z funkcji. Inaczej wymyśliłbym jednak opcję włączania/wyłączania aparatu; zdecydowanie wolałbym wajchę/suwak od pokrętła.
Chwyt jest głęboki, niesamowicie wygodny, mały palec nie ucieka. Wielkość i waga aparatu są znakomite: komfort trzymania lustrzanki, przy wadze małego bezlustra.
Canon od lat robi aparaty trwałe i niezawodne. Swoje dwa 5d3 z przebiegiem 400 i 600 tysięcy oddałem w zaprzyjaźnione ręce. Działają do dziś. I oglądając materiały, z których wykonany jest R6, wszystko mi mówi, ze za rok, a nawet dwa, mając na liczniku kilkadziesiąt ślubów, będzie nadal wyglądał świeżo. Deklarowana żywotność migawki w R6tce na 300 000 cykli.
O wizjerze pisałem, ale nie mogę przestać. Fantastyczny: płynny, ostry, ale nie kłuje i nie przytłacza tą ostrością, świetnie oddaje kolory. Jeśli w każdą sobotę sezonu miałbym się przez ten wizjer gapić na świat przez kilka godzin, niech ten wizjer będzie w końcu dobry! (Halo Sony, czy mnie słyszycie?). Podkreślę: to chyba kwestia zastosowanej technologii, nie rozdzielczości; a7R4 na papierze ma wizjer o znacznie większej gęstości, co z tego, jeśli nadal przypomina szybę w oknie. Przed Wielkanocą.
Nowy akumulator LP-E6NH jest wyraźnie wydajniejszy od poprzednika.
Najmniej R6tką zrobiłem 1900 zdjęć, najwięcej 2600 – mówię tu o regularnej pracy podczas sesji i reportażu. Choć znajomi, którzy testują lub kupili R6tki, podsyłają mi wyniki czterocyfrowe z trójką na czele, realnie estymowałbym tę wydajność na średnio 2200 klatek.
Nie korzystam zbyt wiele z LCD podczas fotografowania. Bardzo podoba mi się to, że mogę odwrócić wyświetlacz i zabezpieczyć go przed rozbiciem.
Tak pracowałem przez większość czasu, przeglądając to, co konieczne, bezpośrednio w wizjerze.
AUTOFOCUS: creme de la creme
Przychylny recenzent, wybierając kilka udanych klatek z tysięcy zrobionych, mógłby przedstawić nawet poczciwego EOSa 6D, jako reporterskiego killera. Ja chciałbym być recenzentem obiektywnym i daję słowo – w R6 autofocus jest genialny, dobrałem przykłady, które ilustrują jego pracę rzetelnie; ale baboli nie eliminowałem nie z życzliwości dla czerwonych , ale dlatego, że ich właściwie nie było (tych baboli). Chlip!
Pierwszego dnia fotografowałem równolegle Eosem R6 z obiektywem 50 1.2 RF i Sony a9 z Planarem 50 1.4 FE. Z najprostszych wniosków: obydwa aparaty w kontekście AF trafiają powtarzalnie i perfekcyjnie, a Canon pracuje lepiej, gdy zaczyna brakować światła.
Ma czulszy AF (-6,5 EV) i ostrzy rezolutnie niemal w zupełnych ciemnościach. A tam, gdzie ciemno i zimno, i jeszcze straszno, a9 było już bezradne a Planar na otuchę popyrkiwał w tę i we w tę, mniej więcej TAK
Ale ponoć obraz jest jak tysiąc słów:
Pierwszy taniec.
EOS R6 + 35L II – servo+eye zdefiniowane pod kciukiem, przysłona 1.6 (!!), plik wywołany w ACR z niewielką korektą.
Na 44 klatki jedna poza celem, ale akceptowalna.
poniżej wycinek 100% z pełnego kadru, surowy jpg.
Hej Canonierzy, można?!
SERVO/TRACKING
Śledzenie jest wspaniałe. Już w EOSie R servo było wyraźnie lepsze, niż w piątkach. Jeśli namierzyłem obiekt, a ten zaczynał kierować się w moją stronę możliwie jednostajnym ruchem (np. wejście/wyjście z kościoła), system AF śledził bezbłędnie.
Problemy zaczynały się, kiedy wchodziłem w środek dynamicznej sytuacji, albo nagle w kadrze pojawiał się nowy element/postać (np. w scenę wbiegało dziecko).
PODEJMOWANIE ŚLEDZENIA W LOCIE, czyli radzenie sobie z sytuacjami, jakie opisałem powyżej, jest w eosie R6 jest precyzyjne i szybkie.
W dodatku tracking obejmuje niemal całą powierzchnię kadru, ruch może odbywać się w dowolnym kierunku. Nawet przy niewielkiej ilości światła i sporej dynamice sceny. Poniżej moja córka Michalina i ciemna uliczka w podkrakowskiej wsi.
ISO 20 000, 1/320, – 1.5 EV i przysłona 1.6 (obiektyw 35L II) mówią wiele o tym, jak wymagająca to sytuacja.
Michalina, lat 10.5 – judoczka, żywe srebro, to mówi jeszcze więcej.
Z całej serii liczącej około 50 testowych klatek do wyrzucenia nadawały się może trzy.
Z kolei poniższym przykładem chciałbym zilustrować skuteczność śledzenia w kombinacji servo + face/eye.
Użyłem obiektywu Canon RF 50 1.2 przy przysłonie 1.4
Z 22 klatek każda w punkt.
Idźmy dalej: wszystkie poniższe ujęcia zrobione fenomenalnym 50 1.2 RF na pełnym otworze przysłony (!) Przerwy w „fabule” wynikały z chęci przetestowania tego, w jakim tempie mogę powtórnie podjąć śledzenie.
Wnioski? Mogę natychmiast.
To są surowe pliki z EOSa R6. Plastyka obrazka jako całości, kolory, skintony: palce lizać!
Nieostre klatki? ZERO.
I jeszcze niespodziewany incydent, którego nie mogłem przegapić:
EYE AF działa nieprawdopodobnie skutecznie, nie gubi namierzonej postaci nawet, gdy ta się odwróci.
W ogromnej większości przypadków swobodnie omija przeszkody, takie jak okulary lub zasłaniające częściowo twarz obiekty.
Nie mogę powiedzieć, żeby Eye było szybsze niż w a9, jest bardzo podobnie, czyli błyskawicznie.
Ale chciałbym stanowczo powiedzieć: jest skuteczniejsze.
To jest wielkie, wielkie WOW.
ANIMAL EYE, dla mnie ciekawostka, dla kogoś być może cecha kluczowa, działa niewiarygodnie dobrze.
AFS/single point AF spisuje się wybornie. Działa natychmiast. Perfekcyjnie. Tu i teraz. Mogę zmienić punkt na maleńki, zablokować spust do połowy i tak jak lubię: czekać.
Nic nie pompuje bez względu na wartość przysłony, a praca samego spustu jest wspaniała; jest miękki, ale z wyraźnym skokiem, bardzo precyzyjny i czuły. I nawet najszybszy tryb seryjny mogę przerwać po pierwszej klatce cofając palec. Spytacie: kto w 2020 roku używa punktowego AF, mając do dyspozycji EYE, niemal czytający w myślach tracking? Można w końcu ustawić sobie back focus buton i przycinać focus w trakcie myszkowania servo, można zdefiniować przycisk na obiektywie jako blokadę focusa? Można.
Ale ten setup, gdy jak w R6 pod kciukiem mam skonfigurowane dwie szybkie opcje: błyskawiczna zmiana servo lub point i EYE/FACE on/off bez odrywania oka od wizjera uważam subiektywnie za najlepszy z możliwych. Uwielbiam tak pracować i po powrocie do a9 tego brakuje mi może najbardziej.
poniżej R6 z 35L II – przysłona f20, AFS; absolutnie zero pompowania.
AFS, 35 1.4 L II i f 1.8
CICHA MIGAWKA
Cicha migawka, obok bezkresnego bufora, pozostaje być może jedyną bezdyskusyjną przewagą a9tki.
Co nie znaczy, ze ta w R6tce jest zła, jest bardzo dobra.
Mamy tu ogromny progres względem „elektroszutera” z EOSa R lub a73.
O rolling shutter trzeba się bardzo postarać. Baaardzo.
Wszystkie materiały, poza etapami w świetle sztucznym, zrealizowałem z migawką elektroniczną.
W kościele eksperymentalnie zrobiłem kilkanaście klatek „na cichej” i wydaje mi się, ze mógłbym jej w niektórych przybytkach, po testach wstępnych, używać do całości materiału .
STABILIZACJA to dla mnie egzotyczny dodatek. Nie używam, ale chcę podkreślić, ze działa bardzo skutecznie. Poniższa klatka to noc ciemna jak w rapowej balladzie Peji, czas naświetlania z ręki: 1/4 sekundy. A wiem, ze można znacznie dłużej.
JAKOŚĆ OBRAZU
W polu określenia jakość obrazu, która jest kategorią pojemną jak bagażnik passata i nieprzejrzystą jak woda w Wiśle na wysokości Płocka, mieszczą się dla mnie przede wszystkim dwie wartości: KOLOR I CZUŁOŚĆ.
Kolory z EOSa R6 są wspaniałe. Już te surowe. Skintony są karminowo-brzoskwiniowe, zielenie naturalne, intensywne, ale pastelowe, żywe a jednocześnie zgaszone. Tak trudno to opisać słowami! Niebieskości szlachetne, wypłowiałe, a głębokie. Realne. Piękne, a bez podkolorowywania. Narzucam preset z lekko podbitym kontrastem. Gotowe.
Nie lubię zieleni Sony. Wyjściowe skintony z a73 wymagają dużej gimnastyki.
Te z a9 są znacznie lepsze, pod względem koloru to moje ulubione Sony, bo pachnie nieco Canonem.
A jednak te z R6 są jeszcze lepsze, skóra taka jaka ma być na dzień dobry. Także na wysokich czułościach i w żarowym świetle, gdzie miewałem problemy z plikami z a9.
Tak wygląda plik prosto z aparatu:
Ten obrazek bardzo przypomina mi to, co generowało 5d3 jeśli chodzi o charakter koloru i subtelności tonalne. Tyle, ze ISO z R6 jest znacznie lepsze, czystsze, a sam plik jest bardziej elastyczny. A WB działa precyzyjniej.
RODZIELCZOŚĆ
Mamy tu do czynienia z 20 megapikselowym sensorem zaadaptowanym z topowego 1DXIII do technologii ML, przez, jak podają specjalistyczne serwisy, nowy system mikrosoczewek.
Używając przez dwa lata EOSa 6d, który ma sensor identycznych rozmiarów, nigdy nie przyszło mi do głowy, ze chciałbym więcej pikseli, zwłaszcza, że docinam/kadruję zdjęcia sporadycznie.
EOS R6, plik wywołany z CR3 w C1, z automatycznymi korektami.
Matryca eosa R6 siłą rzeczy nie dostarczy takiego bogactwa detalu jak ta z R5 (45 mpix), ale nie chciałbym nawet piksela więcej, gdyby miało się to odbyć kosztem rewelacyjnego ISO (spojrzałem właśnie z wielkim sentymentem na pliki z poczciwego, niespełna 13 megowego EOSa 5d, którego używałem do 2017 roku). Tu nie chodzi nawet o niewielka ilość szumu, ale o potencjał do dalszej obróbki: trzyma kolor!
Poniżej: ISO 25 600, f 7.1, 1/125
ISO 12 800, f 1.4 1/250
ISO 10 000, f 1.6, 1/250 RAW bez korekty z C1
i wycinek 100%
BŁYSK
Ponieważ w kontekście błysku nie dogadaliśmy się z systemem Sony – przy mocniejszym domknięciu odczuwałem spowolnienie AF i aparatu, całościowe, do błysku używam nadal DLSR – poczciwego, leciwego Niokona d3 (12 megapikseli). Już EOSem R błyskało się bardzo dobrze. Z R6 jest jest lepiej pod kluczowymi względami: responsywność aparatu, w tym wizjera i AF jest lepsza, nie ma freeza, a pliki z błyskiem wyglądają co najmniej równie znakomicie w kontekście koloru i gęstości, wypełnienia błyskiem.
To jest pierwsze bezlustro, którym mógłbym komfortowo błyskać, używając, tak jak lubię, mocno domkniętych przysłon. Uzyskanie pastelowej kolorystyki, efektownej, ale możliwie nie odbiegającej od rzeczywistości – jest banalne.
R6+35L II, f 7.1-10, 4 lampy YN
EOS R6 I OBIEKTYWY MANUALNE
Obiektywy manualne to mój konik.
Charakterne obrazowanie, malarskie impastowanie w tle, 3d niedostępne dla szkieł systemowych i flary jak spod pędzla.
Poszerza się baza adapterów, dzięki którym pod bagnet RF można podpinać manualne, nowe i stare obiektywy. Czekam z utęsknieniem na helikoidalny (close focus) adapter LEICA M – RF od 7artisans. Tymczasem dzięki życzliwości ich dystrybutora, firmy Foto-Technika, mogłem zbadać jak pracuje się nowym EOSem z noktonem 40 1.4 S.C. i stareńkim dalmierzowym canonem 50 1.2 LTM z mocowaniem m39. Manualami ostrzę wyłącznie w trybie BW, bez względu na system. Wizjer R6 jest tak dobry, że zrezygnowałem z peakingu, a powiększałem obraz, żeby kontrolować ostrość, jedynie sporadycznie. Poniżej przykłady.
EOS R6 + 50 1.2 LTM (f 1.2)
EOS R6 + 50 1.2 LTM (f 1.2)
EOS R6 + nokton 40 1.4 SC z mocowaniem LEICA M, full open
EOS R6 + nokton 40 i 50 LTM (jedynie 3 klatki – dwie ze środka i środek z góry z 50RF, reszta szkła manualne)
EOS R6 JAKO CZĘŚĆ RODZINY RF
Liczę, ze baza niedrogich i niezłych obiektywów niezależnych producentów, jak Samyang, dla systemu RF będzie się powiększać. Pojawił się 85 1.4, co może sugerować, ze Canon udostępnił firmom drugim swoje bagnetowe patenty. Mówi się dużo o uzupełnieniu 35 1.8 RF o 50 1.8 RF, nieduży, relatywnie niedrogi i ostry klasyk (w kontekście ogniskowej).
Na długim końcu, a właściwie początku końca, jest już 85 f2.
Choć dla mnie osobiście główną bazę w poszukiwaniu „budżetowych” rozwiązań stanowiłyby „stare” eLki, niegdysiejszy przedmiot swoistego kultu, optyczny graal.
35 1.4 L I widziałem niedawno w cenie 2500 PLN. Wspominam ten obiektyw z ogromnym sentymentem. Był szybki, wystarczająco ostry od pełnego otworu przysłony, przy tym niezrównanie plastyczny, przestrzenny a pod światło generował obrazek ostry i miękki jednocześnie, wspaniały. Nie stała przy nim żadna, najostrzejsza Sigma. HOWGH!
50L – podobnie, na eosie R był wystarczająco szybki, rysował niepodrabialnie, nie brakowało mu ostrości i rozdzielczości nawet na EOSie R, ale obrazek jako całość był urzekająco miękki i malarski. Nie inaczej mogę pisać o 85 1.2 II, a nieźle wspominam też szybki, celny i ostry 85 1.8.
Tęsknimy do sigm i samyangów z bagnetem RF; tymczasem po bagnecie EF zostało prawdziwe bogactwo szkieł ciekawszych i wcale nie droższych.
Choć naturalnie mieć wybór to lepiej, niż go nie mieć.
R6. CZY TO JEST PRZEŁOM?
Lubię tę historię i daję słowo, jest autentyczna: mamy powiedzmy 2017 rok. Na którejś z grup trwa wiekopomna dyskusja o przetarciach brzegów korpusów od sprzączek pasków.
Wrzucam zdjęcie swojego 5d3. Za nim leży ładujący się DAP – odtwarzacz muzyki, z dużym ekranem, na którym wyświetla się czarno biała klatka – okładka jakiejś płyty. Urządzenie jest znacznie bardziej pękate, niż smartfon, ma trzy duże przyciski na froncie, a kabel ładujący biegnie tuż pod aparatem – całość wygląda jakby była spięta razem: DAP + 5d3. Padają pytania: Adam, co to jest podłączone do aparatu? Co to za urządzenie? Jakiś monitorek? Recorder? Odpowiadam żartobliwie: to jest przystawka do kadrowania: wsuwasz na sanki, w środku na karcie microsd masz tysiące zdjęć klasyków, procesor analizuje to co zrobiłeś, a czerwona lub zielona dioda informują Cię, że zdjęcie jest dobre lub do dupy. Świetna rzecz, polecam, z Ali.
Ta historia ciągnęła się za mną dobre dwa lata, co jakiś czas ktoś pytał, czy to prawda, ze używam zagadkowej przystawki do kadrowania.
I to już nie są żarty.
Przystawka do kadrowania mogłaby być przełomem. Podobnie wbudowany w aparat LR skorelowany ze stylistyką użytkownika. Albo kieszonkowe 14-200 f/1.4.
Można fantazjować.
Czy jest nim EOS R6?
Nikt nie wymyślił tu na nowo koła lub prochu, ani nie przesunął granic fotograficznych możliwości dla sprzętu.
Mimo tego uważam, ze z kilku perspektyw i wielu względów jest to urządzenie przełomowe.
Przełomowe dla oferty Canona. I na pewno dla użytkowników tego systemu.
I również dla mnie: nie odczuwałem takiej przyjemności z fotografowania od wieków!
Dostałem do rąk pełnoklatkowy aparat, który w cechach najistotniejszych – AFC/eye/tracking – wspiął się na Olimp, którym niepodzielnie rządził dotąd a9.
Po czym wspiął się jeszcze wyżej, bo R6 to aparat znacznie sprawniejszy od a9 jako narzędzie, nie ma jego kluczowych deficytów: jest responsywny niemal jak lustro, zachowując wszystkie zalety najlepszego bezlustra.
Czuję się, pisząc ten tekst, jak nastolatek, który w każdym znajdzie słuchacza, byle opowiedzieć o swoim niezwykłym zauroczeniu. Znacie to?
Za rok, dwa a może pięć powiem Wam, czy R6 to end game.
Canonie, wracam!
A.
Ależ recenzja!! Czyta ją się jak dobrą książkę. Chciało by się zapytać Canona dlaczego tak późno!! Już trzeci rok jak się pożegnałem z 5d IV i polubiłem z Sony. Czy teraz pora na powrót do miłości? Szkoda, że nie zamieściłeś Adamie kilku sampli do ściągnięcia. Poczekam na dostępność aparatu w salonach i wyskoczę na testy se swoją kartą 🙂
Canon zasługuje na taki aparat, i na to aby o nim nie zapomnieć w całej tej „soniacznej fascynacji”.
Wow! Siedzę od lat w Nikonie, obecnie m.in na Z6. Ale jak to przeczytałem to aż mi ślinka leci. Umiesz Panie A. narobić apetytu 😉
Doskonały tekst, gdybym się jeszcze zastanawiał na pewno bym brał… Ale… od kilku tygodni również z R6stką w łapce, mega pozytyw 🙂 Mnie osobiście oczarowała możliwość mega personalizacji wszystkich guzików i pokręteł + przejściówka na szkiełka EF z pokrętłem (także personalizowanym) – puszka spełnia wszystkie oczekiwania, pożyjemy to pewnie znajdą się jakieś minusy- na dzień dzisiejszy 10 na 10 🙂
Dzięki za ten wpis, czyta się go z przyjemnością. Czekam właśnie na swoją R6 dla tego modelu zdecydowałam pożegnać Nikona D750, mam nadzieję że będzie WOW.
Mam dwie Z6 i co teraz. Po przeczytaniu jak tylko zdobędę fundusze to przechodzę na Canon. Super zdjecia i tekst.
Lubię czytać twoje teksty i oglądać zdjęcia 🙂
kurde – i co? wyprzedać N? żył sobie człowiek spokojnie i fotografował- po co mi to było czytać? chyba z szacunku dla Autora 🙂
Co tu dużo pisac, recenzja tak w punkt, że aż trzeszczy, brawo Adaś
Nie mogę powiedzieć jak Ty „Canonie wracam” bo nigdy nie było nam po drodze pod względem aparatów. Ale mogę zdecydowanie powiedzieć: „Canonie… masz moja atencję” 😀
Można go słuchać, czytać, oglądać….garściami <3 ya forewer
Genialny tekst. Wciąga i nakręca:) Aż chciałoby się czytać kolejną część 😀
A czy jak napiszę komentarz, dostanę to cacuszko do testów? :D)
Napisz proszę, który obiektyw natywny RF najbardziej przypadł Ci do gustu
Świetny tekst! Udostępniamy!
Damian, uwielbiam 50 1.2 RF i ogromnym zaskoczeniem jest dla mnie 28-70 f2. zrobiłem nim wczoraj spory kawał materiału, może pokuszę się o kilka słów znów na blogu, na temat zestawu R5/R6 + 28-70 właśnie 🙂
@Adam
Dzięki, rf50 1.2 kusi 😉
28-70/2 nawet nie przymierzam, parametry zacne ale pewnie przestałbym nosić po jednym użyciu 😉
Jeszcze jedno pytanie.
Jestem przed wyborem body R lub R6
Miałem wypożyczony R i Af jest dla mnie wystarczający.
Także porównując wyłącznie jakość obrazka z tych puszek, głównie kolor wyjściowy, łatwość obróbki itd. jakie byłyby Twoje wskazania?
Adamie, super recenzja. Dopiero teraz kończę przygodę z 5dmk3 i już wiem kto będzie jego następcą 🙂 Pozdrowienia.
Panie Adamie- Canon 5d mk III by AdamTrzcionka, ma się świetnie! Dzięki!!!
Super recenzja. Aż chce się iść i kupić! Czekam na dalsze wpisy wraz ze zdjęciami!!!
Niestety dalej mnie nie przekonałeś – za bardzo naiwnie, baśniowo napisałeś. Natle sony przestało być idealne??
Wow… po takiej recenzji napaliłem się jak nastlolatek na tego Canona. Zresztą nie jest to pierwsza pozytywna opinia o R6, dużo ludzi go rekomenduje. Osobiście przymierzam się do kupna, tylko poczekam do świąt, może będzie jakaś promocja. Używam Canona 6D od 2013r i autofokus w nim to jest nieporozumienie. Ostatnio robiąć nim zdjęcia w kościele normalnie nie koncentrowałem się na ujęciach tylko modliłem się żeby autofokus trafił… i dodam że używając Live View na szkłach 16-35mm f4.0L, 85mm 1.4L i 35mm 1.4L II około 25% zdjęć mam nietrafionych. Od początku miałem z nim jakieś problemy ale ostatnio to się boję nim robić zdjęcia jak wiem jakich mogę spodziewać się rezultatów. Chciałbym być tak pozytywnie zaskoczony R6 jak i Ty.
Wow… po takiej recenzji napaliłem się jak nastlolatek na tego Canona. Zresztą nie jest to pierwsza pozytywna opinia o R6, którą czytałem i dużo ludzi go rekomenduje. Osobiście przymierzam się do kupna, tylko poczekam do świąt, może będzie jakaś promocja. Używam Canona 6D od 2013r i autofokus w nim to jest nieporozumienie. Ostatnio robiąć nim zdjęcia w kościele normalnie nie koncentrowałem się na ujęciach tylko modliłem się żeby autofokus trafił… i dodam że używając Live View na szkłach 16-35mm f4.0L, 85mm 1.4L i 35mm 1.4L II około 25% zdjęć mam nietrafionych. Od początku miałem z nim jakieś problemy ale ostatnio to się boję nim robić zdjęcia jak wiem jakich mogę spodziewać się rezultatów. Aparat był kalibrowany w serwisie z obiektywami oraz przeze mnie w późniejszym czasie programem Reikan Focal. Także chciałbym być tak pozytywnie zaskoczony R6 jak i Ty.
nigdy nie było idealne. było bdb. I tak o nim mówiłem: zarówno o licznych zaletach, jak i wadach.
u canona tych wad jest mniej, ba – właściwie trudno mi się do czegoś istotnego przyczepić.
Nagle = blisko miesiąc testów.
Uściski, a.
Adamie, pięknie opowiadasz obrazem i pięknie operujesz piórem, czy tam klawiaturą 🙂
Ta lekkość dwoista wręcz domaga się formy jedynej dla się właściwej- książki mianowicie.
I żartu w tym nie ma ni krzty.
I nawet gdyby to instrukcja mikrofali była- kupiłbym!
Hej, zastanawia mnie… Czy dla zalet R6 warto rezygnować z cichej migawki bez bandingu i RS?
Pytam co właśnie przesiadam się z Nikona i zastanawiam się czy wejść w Sony czy Canona 🙂
Andrzeju – z cichą w EOSach nie uświadczyłem RS, trzeba się baaardzo postarać i szarpnąć aparatem w trakcie naciskania spustu, żeby coś zagiąć, w normalnym użytkowaniu – bez szans, a używam niemal wyłącznie cichej. Co do bandingu – na 6 ceremonii zrobionych R6, chwilami R5: nie złapałem, a działałem na normalnych czasach roboczych. Na pewno jest niebo lepiej, niż w R i a73. Ale że można złapać, wiem, na niektórych przyjęciach migało, musiałem wracać do mechanicznej. Ale bywało tak i z a9.
Hej,
a może przed przesiadką na Canona warto rzucić okiem na Nikona Z6 II?
Podobno naprawili wszystkie mankamenty 😀 😀 😀
Jakubie, podobno tak. Ale podobno nadal to nie jest poziom działania AF nowych canonów.
No i co jak do nich przypnę? Nikon nie interesuje mnie zupełnie, choć to bardzo solidne aparaty, a markę darzę dużą estymą, w szklarni mizeria.
Adamie, mogę mieć do Ciebie pytanie?
Zamierzam kupić Sony A9, tylko i wyłącznie dla cichej migawki żeby bez skrępowania pracować w kościołach.
Czy możesz mi powiedzieć jak często musiałeś przestawiać A9 na mechaniczną migawkę w polskich kościołach przez banding?
Innymi słowy, czy dzięki A9 będę mógł pracować z elektroniczną migawką przy sztucznym świetle w 90% przypadków, czy jest to raczej 50%?
Dziękuję za pomoc 🙂
Czołem Andrzeju, w 9 na 10 kościołów było OK.
z R5 i R6 w 7 na 10 jest OK.
Z r i a73 w 3 na 10 było OK.
[…] ergonomii pracy. A wszystko co uznałem za ważne z perspektywy użytkowania R6 opisałem TUTAJ i właściwie mógłbym to przepisać także i […]
Już wystawiam swoje soniacze ;P
Witaj po latach Adamie 🙂 Pasja, warsztat, znajomość sprzętu i świetne zdjęcia 🙂 Canon powinien płacić za takie recenzje.
Najmniej do mnie trafia to iso10k, ale cała reszta bardzo przekonująca.
Z przyjemnością jeszcze wrócę na Twojego bloga.
pozdrawiam 🙂
Adam, Zgadzam się z twoja opinia. Z Rki przesiadłem się na R5 ale wciąż mam 5Dmk4. Już na Rce stara 35mk1, 50L i 135 dostały jakby nowe życie. Ale dopiero R5 sprawił ze radość fotografowania wróciła w jeszcze większą radością. Pozdrawiam, Tomasz
I mam dylemat: Nie wiem, czy lepiej piszesz, czy lepiej fotografujesz 🙂 Ale tak. Potwierdzam i podpisuję się pod każdym Twoim słowem. Zaszalałem, kupiłem R6 i… nie mogę przestać o nim myśleć. Przejście z lustra w zasadzie bezbolesne. Af – genialny na każdym trybie. Kolory… mniammmm… Zresztą – nie napiszę niczego, czego byś Ty nie opisał. Super recenzja. Dzięki.
:))
Ładne fotografie. Ciekawe wnioski wyciągasz, mi jednak najlepiej z Nikonem 😉
Mam R i od niedawna R6. Czy nacodzień czuję jakąś „większą moc” R6? Kurczę chyba nie. Jedynie w obróbce pliki dużo lepiej współpracują moim zdaniem.
być może nie skonfigurowałeś AF w R6 tak, zeby wykorzystać jego możliwość.
bo przepaść w AF jest kolosalna. PRZEPAŚĆ.
w iso nie mniejsza. a kolory z obydwu są znakomite, R obrabiało mi się bdb, tylko czułości miało znacznie słabsze.
Świetne recenzja. Właśnie przymierzam się do zmiany systemu i biorę tego Canona pod uwagę, myślę, że w fotografii ślubnej, w której działam sprawdzi się wyśmienicie.
Tylko Sony za otwarte drzwi do świetnej optyki w dobrej cenie. Canon buuu, jak ktoś potrafi to i z kalkulatora wyciągnie więcej. A jak ktoś maruda to i najlepszy setup mu nie pomoże. Rok temu przeszedłem całkowicie na Sony i nie żałuję. Sprawdza się w pracy foto / video w 100%.
nie do końca. ostrzenie przy roboczej dla kogoś kto robi reportaż to nie jest przyjemna sprawa, mówię o pracy sony.